31 sierpnia 2008

Po moich ostatnich zdawkowych notkach przyszedł czas na coś dłuższego. Właśnie dostałam ślicznego smsa i nie mogę odpisać- stan obu moich kont wynosi 0,00. Może uzupełnię jutro, ale chcę przyhamować z smsami i dzwonieniem, bo żmudne poszukiwania mieszkania odbiły się nie tylko na moich nerwach ale i na kieszeni.
Ale przynajmniej zakończyły się sukcesem :) Wczoraj dostałyśmy już klucze. Dziś wieczorem przeprowadzamy Milenę i Michała, jutro mnie :)) I choć nie wszyscy wydawali się wczoraj zachwyceni nowym mieszkaniem, mój entuzjazm nie osłabł. Kuchnia nadrabia za wszystko!
Teraz czeka nas przemeblowanie, sprzątanie, Ikea... ale wreszcie będziemy u siebie!

Poza tym tutaj trwa jeszcze lato. Słoneczko przygrzewa, nawet noce są jeszcze ciepłe. Rano poszłam na spacer nad rzekę, to chyba jeden z ładniejszych zakątków Madrytu. Można iść przy brzegu, patrzeć na wygrzewające się w słońcu jaszczurki i panów spokojnie łowiących ryby (tutaj naprawdę są ryby!), a dalej do przodu rysują się kontury Palacio Real. Potem, żeby trochę urozmaicić sobie drogę, można wrócić przez Parque del Oeste. Poleciłabym taki spacer każdemu kto wybiera się do Madrytu i chce zobaczyć coś więcej niż Plaza Mayor i Museo del Prado, coś innego.

Jeszcze przed spacerem mój „gospodarz” zaprosił mnie na śniadanie do baru na dole. Usiedliśmy przy barze, wzięliśmy po kawie i grzance z oliwą. Rozmawialiśmy i w pewnym momencie pan Jan gwałtownym ruchem ręki przewrócił szklankę ze swoją ledwie napoczętą kawą. Kelner wytarł rozlaną kawę, pan Jan poprosił o drugą. Policzyli mu tylko jedną. Gdzie w Warszawie mogłoby się zdarzyć coś takiego?
Czytaj więcej

29 sierpnia 2008

Byki, byki, byki

Były byki i sangria z rana, potem mieszkania... Wygląda na to, że wynajęłyśmy!

el encierro de Sanse:








tu znajdziecie film
Czytaj więcej

Warszawska niemoc

Karola już zaczęła prowadzić swoje wyjazdowe zapiski, a ja wciąż tkwię w Warszawie ze świadomością, że zostało mi sporo spraw do załatwienia. Pierwszy etap, jakim miało być dokupienie potrzebnych do wyjazdu rzeczy, zostaje przełożony na przyszły tydzień z powodów całkiem ode mnie niezależnych. Otóż przyjazd do centrum to murowane gigantyczne korki, tłok, pozamykane ulice i dziki tłum ludzi. A wszystko to stolica zawdzięcza protestującym związkowcom. W imieniu wszystkich warszawiaków: nie pozdrawiam i życzę połamania nóg. "Donaldu Tusku"! Każ wybudować gdzieś poza Warszawą plac (na przykład w Łodzi, nie lubię Łodzi), na którym każdy będzie mógł sobie wpaść poprotestować, jednocześnie zabraniając tej formy wyrażania poglądów w centrum mojego ukochanego miasta. Jakie to niedemokratyczne! Co za ciemnogród ze mnie!

W Madrycie przynajmniej będzie metro. A że zdarza mu się gdzieniegdzie wybuchnąć raz na jakiś czas? Cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Nie będę jednak ukrywał, że rozstanie z samochodem na ten rok to mimo wszystko bolesne wyrzeczenie. A w Madrycie mógłbym mieć z jeżdżenia jeszcze większą frajdę- tam nie odczuwałbym pełnego nienawiści spojrzenia jakiejś starszej pani, do której uszu doleciał przez moją uchyloną szybę strzęp któregoś z kawałków np.: 2cztery7 (od których notabene zerżnąłem podtytuł tego bloga). Tam taka pani pewnie nie rozumiejąc słów podrygiwałaby razem ze mną w takt muzyki.

"Nie joint, nie wóda, nie bomby i blanty,
to jest tak zwany luz naturalny,
mało popularny w Polsce- tu trzeba być twardym,
a ja to p*******, robię skok na party!"

PS.: Fakt, że ten blog prowadzony jest przez parę (w składzie Karola i ja- to dla mniej bystrych czytelników, szanuję jednak Was wszystkich!), nie oznacza, że znajdą się tu jakieś pikantne historie z naszego życia. Nie no, żartowałem! Na pewno uda się coś przemycić!
Czytaj więcej

28 sierpnia 2008

Z dedykacją:

”whether near to me or far, is no matter darling where you are, I think of you... night and day”
Czytaj więcej

27 sierpnia 2008

Lepiej nie pisać

No i problemy były. A mieszkanie z dzisiaj okropne. I jeszcze ekshibicjonista koło stacji metra.
=nie ma o czym pisać, a gdyby nawet było, to lepiej się powstrzymać.
Czytaj więcej

26 sierpnia 2008

Madryt- pierwsze wrażenie

To był taki ... zaskakujący dzień. Oczywiście z moimi tobołami sama nie byłam sobie w stanie poradzić, więc skończyło się na czekaniu na dworcu w Madrycie aż ktoś (czyli Milena i Michał) po mnie przyjedzie i mi pomoże. Tam też zastało mnie i od razu zaatakowało moje pierwsze wrażenie. A ofiarą byłam łatwą; dużo stresu, niewiele snu – autobus był co prawda wygodny, ale niemiłosierna klimatyzacja zaniżyła temperaturę powietrza tak, że wszyscy przez cały czas mieliśmy świadomość że jest nam zimno, a z taką świadomością nie śpi się najlepiej. W każdym razie moje pierwsze wrażenie było nie tyle złe, co BARDZO złe. Brud, smród i upał.

Ale na szczęście pierwsze wrażenie często bywa złudne i ulotne. Na razie okazało się na pewno ulotne, mam nadzieję że już wkrótce potwierdzi swoją złudność.

Oto wielka nowina dnia: znaleźliśmy mieszkanie! :)) Pierwsze, które obejrzeliśmy okazało się strzałem w dziesiątkę. Na razie jeszcze nie dajemy się ponieść radości, bo przed nami cała papierkowa robota i związane z tym problemy (problemy będą na pewno). W razie czego mamy jeszcze kilka umówionych spotkań. Ale to, mimo że trochę daleko byłoby super. Jest przestronne, jasne, dobrze utrzymane, a przede wszystkim ma dużą i śliczną kuchnię :))
Czytaj więcej

25 sierpnia 2008

Już lecę. Po tylu nerwach związanych z rekordową ilością i wagą mojego bagażu, sam lot okazuje się zaskakująco przyjemny i... wygodny :)
A udało mi się zabrać naprawdę dużo. Oprócz 10 kilowej walizki na pokład wniosłam laptopa, aparat, bluzę i „niewielką” damską torebkę. O moim ponad 23 kilowym plecaku, który leży sobie teraz gdzieś w luku staram się nie myśleć.
W Barcelonie, na stacji autobusów Nord umówiłam się z Olcią, więc nie zanudzę się czekając na autobus. Napiszę więcej jak już będę na miejscu i uda mi się przebrnąć z wszystkimi moimi tobołami przez barcelońskie metro.
Czytaj więcej