16 listopada 2010

Wszyscy Święci w Lizbonie

Na relację z wycieczki na południe przyjdzie nam wszystkim jeszcze trochę poczekać, sam nie mogę się jej doczekać! Podobno chcielibyście częstszych wpisów. Pogadam z tym gościem, który przygotowuje mi teksty, ale nie spodziewałbym się za wiele. Ten blog nigdy nie miał z demokracją zbyt wiele wspólnego, był od zawsze miejscem kultu jednostki. Dlatego na tej stronie można mieć w dupie tolerancję, ekologię i zakaz palenia w miejscach publicznych. Tu jedynie trzeba kochać Pana Google'a, który zgodził się nas wydawać.

W dniu Wszystkich Świętych poza tym, że z niepokojem zanotowalem, iż jesień nie przychodzi, liście nie żółkną i temperatura nie spada, to w kilka osób wybraliśmy się też na najważniejszy lizboński cmentarz. Cofamy się o 180 lat i patrzymy na Lizbonę, w której nawet najstarsi śpiewacze fado nie pamiętają już spustoszenia miasta z 1755 r (o czym za chwilę). Epidemia cholery przekracza kolejne granice i wreszcie wgryza się w portugalską stolicę. Ludzie umierają masowo, nie wiadomo już gdzie wbijać łopatę, by pozbyć się rozkładających cial, prawdziwych bomb biologicznych o jakich marzą dzisiejsi terroryści. Biedni czy bogaci, wszyscy muszą gdzieś zostać jak najszybciej pogrzebani. Miasto wyznacza miejsce w dzielnicy Prazeres. Cmentarz z uwagi na położenie będzie nosił zatem przewrotną nazwę Cmentarza Przyjemności. Jakby w przeprosinach od władz zmarli otrzymują teren na wzgórzu, z którego roznosi się piękny widok na rzekę, a w późniejszych latach także na most Salazara (dziś 25 de Abril) i na wzorowaną na Rio de Janeiro figurę Chrystusa (też pomysł dyktatora Salazara).

Dziś zbyt wielu żywych na wspomnianym cmentarzu nie uświadczysz. 1 listopada łatwiej kupić pieczone kasztany niż znicze. Nie ma polskiej gorączki biegania po grobach, garstka ludzi szwęda się pomiędzy grobowcami. Zamiast podświadomie chłonąć historię pochowanych tam ludzi, kroczy się przez wymarłe miasto co pewien czas odwracając się za siebie i sprawdzając czy z żadnej rozpadającej się trumny ktoś na nas nie wygląda. Bo trumny i skrzynie z prochami umieszcza się na półkach wielkich grobowców, z których wiele ma porozbijane szyby albo wręcz jest otwartych. Spacerowanie w tej scenerii wciąga, zostaliśmy aż do zamknięcia i niezadowolony portier otwierając nam bramy przy wyjściu pouczał, do której żywym można się tu zjawiać. Po siedemnastej okolica należy do miejscowych, ci z bogatszych rodów wychodzą integrować się do tych pojedynczo pochowanych pod południową ścianą, potem razem idą posmakować wielkiego świata do zasłużonych dla Portugalii żołnierzy, poetów i literatów, by skończyć na najlepszym lokalnym afterze u strażaków, którzy zginęli na służbie. Przejdźcie się na Prazeres, a zrozumiecie, że to miejsce ma swoje reguły i za życia nie jesteście tam pożądanymi gośćmi.

W Portugalii od dawna Święto Zmarłych ma podwójne znaczenie. Znów przenieśmy się do odległych czasów. Mamy poranek 1 listopada 1755 roku, mieszkańcy Lizbony tłumnie zjawiają się na mszach za przodków, mogą też dziękować opatrzności, że ich miasto jest ważnym ośrodkiem handlu, kultury i stacją przesiadkową do zamorskich kolonii. Do końca dnia wiele się zmieni. Trzęsienie ziemi i idąca za nim fala tsunami niszczą niemal całe miasto i dużą część atlantyckiego wybrzeża, aż po samo południe kraju. Pod gruzami kościołów i domów zostaje pogrzebanych około stu tysięcy ludzi. Unikalne dla historyków literatury i sztuki zbiory przepadają na zawsze. Po wielkim pałacu królewskim zostaje jedynie pusty plac, przy którym dziś znajduje się stacja metra zwana, a jakże, Teren Pałacu. Płonie również królewski szpital, uwaga, "Wszystkich Świętych". To co ocalało, to przede wszystkim najstarsza dzielnica miasta, już wtedy zamieszkała głównie przez biedotę, klimatyczna Alfama i kilka ścian niektórych ówczesnych budowli, gdzie do dziś można poczuć smak chwili tamtych wydarzeń.

Taką podróżą w głąb tragicznej historii Lizbony uczciłem dzień Wszystkich Świętych. Polski Dzień Niepodległości uczciłem pizzą i kacem, ale tę historię opowiadam tylko przy piwie.

0 komentarze: