Czas Euro w
Polsce przypomniał mi, że główną obowiązująca w naszych mediach zasadą
pozostaje „nie znam się to się wypowiem”, co w sposób dobitny uświadomiło mi,
że bardzo dawno nie opublikowałem nic na blogu, który pozostaje jednym z
głównych źródeł mojego utrzymania. Jak widać, nawet brak reklam nie przeszkadza
wam w nie klikać, za co jestem oczywiście wszystkim czytelnikom niezmiernie
wdzięczny. I wprawdzie nie dostąpiłem zaszczytu zajęcia miejsca na dachu
fabryki Wedel (uwaga, wpis zawiera lokowanie produktu) i głoszenia opinii na
temat turnieju rozgrywanego w Polsce, to jednak chciałbym podzielić się swoją
radością na temat transformacji, jaką przeszli moi rodacy i którą pokazali
wielkiemu światu. Wielkiemu Światu, oczywiście.
Odtrąbiony przez
media sukces udowadnia, że uświadomiliśmy sobie, że nie jesteśmy już pastuchami
Europy. Nagle okazało się, że powinniśmy przestać na siebie patrzeć jak na
podludzi. Zginął tylko jeden Irlandczyk, zaledwie kilka osób zostało pobitych,
a do tego nie dokonano żadnego zamachu stanu, nawet dziesiątego czerwca. Nie
słyszałem o przypadkach dzieciobójstwa, kanibalizmu, ani nawet morderstwa na
tle rasowym. Zupełnie niespodziewanie przestaliśmy nadziewać na pal niewiernych
i strzelać do Niemców bez ostrzeżenia. W
czasie Euro czarnych biliśmy tylko, kiedy niedokładnie podlali trawnik, na
Rosjan rzucaliśmy się znacznie rzadziej niż zazwyczaj i to bez użycia bagnetów,
a bezpańskie psy i koty przestały stanowić nasz niedzielny obiad. Nie wiadomo,
w którym momencie zeszliśmy z drzewa i wynaleźliśmy ogień. Odnotowaliśmy tę
przemianę i teraz z pogardą patrzymy na Litwinów i Słowaków, którzy wciąż
wyczekują swojej szansy na skok cywilizacyjny i bycie uznanymi jako homo
sapiens sapiens. To jest nasza wielka chwila- Wielki Świat nas głaszcze i
dopóki nie znajdzie innego zwierzątka możemy nawet liczyć na smyranie za
uszkiem.
Mimo że tak jak
reszta narodu przypomniałem sobie jak wygląda polska flaga i nauczyłem się
pierwszej zwrotki hymnu, to na w razie czego nie przeglądałem artykułów w
zagranicznej prasie. Obawiałem się, że zostanie mi wypomniany brak wielkiej
wewnętrznej przemiany i odpowiedniego zaangażowania w witaniu nadludzi.
Wiedząc, że mogę być odbierany jako zapluty karzeł reakcji, zapewniam, że
próbowałem coś z tym zrobić. Chodziłem na terapię, oglądałem lekcję stylu Joli
Kwaśniewskiej, a nawet zaglądałem do poezji Szymborskiej. I tylko brak funduszy
sprawił, że nie zdążyłem zaprenumerować Wyborczej. Ale jeszcze nie wszystko
stracone, świat zachodni wskazał mi drogę i wierzę, że do czasu mundialu w
Polsce opuszczę mentalny ciemnogród, wejdę na drogę postępu i może nawet zacznę
przejmować się reportażami w BBC. A na końcu zatankuję bio paliwo i stanę się
Europejczykiem.
0 komentarze:
Prześlij komentarz