W Funchal, nazywanym dumnie stolicą Madery, urodził się Cristiano Ronaldo. Być może jeden z najlepszych piłkarzy świata, a już na pewno jeden z najwrażliwszych, nie doczekał się jeszcze swojej ulicy ani skweru upamiętniającego jego wyczyny. Może za życia nie wypada (niech ginie, w końcu gra w Realu). I nie piszę tego tylko dlatego żeby zapełnić linijki słowami (choć faktycznie płacą mi od wiersza), ale żeby wyrazić swoją dumę i zdziwienie jednocześnie, że takie zaszczyty spotkały prawdziwego męża stanu, wybitnego polityka i nietuzinkową postać, która na Maderze gościła ledwie cztery miesiące zażywając miejscowego słońca i przyjezdnej kobiety (która była lekarką, stąd krążą słuchy, że na stawianiu baniek się nie skończyło). Chodzi oczywiście o Jarosława Kaczyńskiego Józefa Piłsudskiego. W imię przyjaźni portugalsko-polskiej uhonorowano go popiersiem (i co z tego, że ma na nim zeza i wybitnie wkurwiony wyraz twarzy) w centrum miasta, niewielkim rondem nieopodal i tablicą pamiątkową na domu, w którym leczył się z małżeństwa.
Samo Funchal nie zachwyca. Stare miasto to kilka węższych uliczek bez niczego szczególnie wartego zapamiętania, jeden ociekający złotem i pełen obrazów holenderskich malarzy (efekt wymiany handlowej w latach kolonializmu) kościół to za mało, by rozkochać w sobie wymagającego turystę. Zresztą większość miasteczek na Maderze jest jak Radom- musisz go minąć, żeby dostać się gdzieś indziej, ale liczysz, że pójdzie ci to sprawnie i bez postojów (ani objazdów!), bo to jednak tylko Radom. To co zachwyca zarówno w Funchal jak i w innych częściach wyspy to położenie tych miejscowości.Natura nie poskąpiła Maderze ani widoków, ani bogatej egzotycznej roślinności.
Miejscowi dobrze wykorzystali potencjał ukształtowania terenu i wybudowali gondolki znane z narciarskich kurortów do przemieszczania się z centrum stolicy do wyżej położonych wiosek. W jednej z nich punktem obowiązkowym jest przejazd toboganami- specjalnymi saniami przygotowanymi do jazdy po wyślizganym asfalcie i kierowanymi przez dwóch lekko podpitych facetów. Praca wymaga nie lada zręczności, więc podobnie jak w przypadku chirurgów nie można mieć do nich pretensji, że lubią sobie chlusnąć w trakcie pracy. Hemingway o tym kilkukilometrowym zjeździe mówił, że to najbardziej pasjonująca rzecz jaka go w życiu spotkała i wprawdzie istnieją podstawy, by twierdzić, że powiedział to z ironią, to jednak wciąż wycieczka godna kilkunastu euro.
Warto też wspomnieć, że po zeszłorocznej tragicznej w skutkach powodzi nie pozostało wiele śladów, pieniądze płynęły równie szerokim strumieniem, co pustoszące miasta błotne rzeki i turystyka może kwitnąć dalej na glebie użyźnionej ciałami ponad 40 ofiar tamtych wydarzeń. Tegoroczną plagą, jaka nawiedziła Maderę (i Portugalię kontynentalną zresztą też) były pożary, po nich ślad jest widoczny i długo nie wymarzą go żadne euro, dolary, ani ruble (ruska mafia jak wszędzie, siedzi też na Maderze). Rude szczyty gór i pogorzeliska po tysiącletnich lasach to nowy krajobraz wyspy i im szybciej wydawcy pocztówek się z tym pogodzą, tym uczciwiej.
Miejscowi dobrze wykorzystali potencjał ukształtowania terenu i wybudowali gondolki znane z narciarskich kurortów do przemieszczania się z centrum stolicy do wyżej położonych wiosek. W jednej z nich punktem obowiązkowym jest przejazd toboganami- specjalnymi saniami przygotowanymi do jazdy po wyślizganym asfalcie i kierowanymi przez dwóch lekko podpitych facetów. Praca wymaga nie lada zręczności, więc podobnie jak w przypadku chirurgów nie można mieć do nich pretensji, że lubią sobie chlusnąć w trakcie pracy. Hemingway o tym kilkukilometrowym zjeździe mówił, że to najbardziej pasjonująca rzecz jaka go w życiu spotkała i wprawdzie istnieją podstawy, by twierdzić, że powiedział to z ironią, to jednak wciąż wycieczka godna kilkunastu euro.
cdn.
0 komentarze:
Prześlij komentarz