Portugalczycy w najbliższy weekend postarają się wybrać prezydenta na nadchodzące lata. Chodzą słuchy, że posadę zachowa dotychczasowa głowa państwa, co ma dać nadzieję na uniknięcie "pomocy" finansowej ze strony Unii Europejskiej. Zadłużeni po uszy, ale honoru i chęci uratowania niezależności kraju odmówić im nie można.
Nie znam dokładniejszych programów kandydatów, ale gdyby któryś obiecał cieplejszy luty i Ryanaira w Lizbonie to mógłby liczyć na moje poparcie. Nie rozumiem zresztą czemu nie mam tu jeszcze prawa głosu, skoro tak upodobniłem się już do tubylców. Podobnie jak oni spędzam piątkowe noce na Bairro Alto, ignoruję czerwone światła dla pieszych niezależnie od pory dnia, a jak zapomnę paska to spodnie zjeżdżają mi do połowy tyłka. No i odczuwam saudade, czyli nostalgię za nie wiadomo czym (miejscowi na przykład ponoć nadal przeżywają jedną z nieudanych wypraw kolonialnych sprzed 500 lat). Jestem równie portugalski jak sieć sklepów Biedronka!
A skoro wspomniałem o piątkowych nocach, to czas się zbierać.
21 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarze:
zacznij od wyborów samorządowych - w tych możesz glosować! ;)
Prześlij komentarz