6 lipca 2012


Czas Euro w Polsce przypomniał mi, że główną obowiązująca w naszych mediach zasadą pozostaje „nie znam się to się wypowiem”, co w sposób dobitny uświadomiło mi, że bardzo dawno nie opublikowałem nic na blogu, który pozostaje jednym z głównych źródeł mojego utrzymania. Jak widać, nawet brak reklam nie przeszkadza wam w nie klikać, za co jestem oczywiście wszystkim czytelnikom niezmiernie wdzięczny. I wprawdzie nie dostąpiłem zaszczytu zajęcia miejsca na dachu fabryki Wedel (uwaga, wpis zawiera lokowanie produktu) i głoszenia opinii na temat turnieju rozgrywanego w Polsce, to jednak chciałbym podzielić się swoją radością na temat transformacji, jaką przeszli moi rodacy i którą pokazali wielkiemu światu. Wielkiemu Światu, oczywiście.

Odtrąbiony przez media sukces udowadnia, że uświadomiliśmy sobie, że nie jesteśmy już pastuchami Europy. Nagle okazało się, że powinniśmy przestać na siebie patrzeć jak na podludzi. Zginął tylko jeden Irlandczyk, zaledwie kilka osób zostało pobitych, a do tego nie dokonano żadnego zamachu stanu, nawet dziesiątego czerwca. Nie słyszałem o przypadkach dzieciobójstwa, kanibalizmu, ani nawet morderstwa na tle rasowym. Zupełnie niespodziewanie przestaliśmy nadziewać na pal niewiernych i strzelać do Niemców bez ostrzeżenia.  W czasie Euro czarnych biliśmy tylko, kiedy niedokładnie podlali trawnik, na Rosjan rzucaliśmy się znacznie rzadziej niż zazwyczaj i to bez użycia bagnetów, a bezpańskie psy i koty przestały stanowić nasz niedzielny obiad. Nie wiadomo, w którym momencie zeszliśmy z drzewa i wynaleźliśmy ogień. Odnotowaliśmy tę przemianę i teraz z pogardą patrzymy na Litwinów i Słowaków, którzy wciąż wyczekują swojej szansy na skok cywilizacyjny i bycie uznanymi jako homo sapiens sapiens. To jest nasza wielka chwila- Wielki Świat nas głaszcze i dopóki nie znajdzie innego zwierzątka możemy nawet liczyć na smyranie za uszkiem.

Mimo że tak jak reszta narodu przypomniałem sobie jak wygląda polska flaga i nauczyłem się pierwszej zwrotki hymnu, to na w razie czego nie przeglądałem artykułów w zagranicznej prasie. Obawiałem się, że zostanie mi wypomniany brak wielkiej wewnętrznej przemiany i odpowiedniego zaangażowania w witaniu nadludzi. Wiedząc, że mogę być odbierany jako zapluty karzeł reakcji, zapewniam, że próbowałem coś z tym zrobić. Chodziłem na terapię, oglądałem lekcję stylu Joli Kwaśniewskiej, a nawet zaglądałem do poezji Szymborskiej. I tylko brak funduszy sprawił, że nie zdążyłem zaprenumerować Wyborczej. Ale jeszcze nie wszystko stracone, świat zachodni wskazał mi drogę i wierzę, że do czasu mundialu w Polsce opuszczę mentalny ciemnogród, wejdę na drogę postępu i może nawet zacznę przejmować się reportażami w BBC. A na końcu zatankuję bio paliwo i stanę się Europejczykiem.
Czytaj więcej