28 sierpnia 2013

Jak uniknąłem kostuchy

Brak samotnych bezsennych nocy jest najskuteczniejszym mordercą pisania. Długie analizy mojej internetowej bezczynności przyniosły mi ten jedyny słuszny wniosek. Przyszło mi się nad tym zastanowić dopiero gdy blogowa kostucha stanęła z kosą w moich drzwiach i grobowym milczeniem przekazała, że albo coś napiszę, albo kabel do sieci potraktuje kosą naostrzoną na potrzeby leciwej sąsiadki spod trójki.
W kraju śliskich kocyków nie zaszły żadne zmiany, które mogłoby spowodować brak tematów dla blogowych wpisów. Poziom frustracji nie opadł, wewnętrzne wojenki nie osłabły, a moje Miasto nadal przyciąga ludzi, którzy odnajdują tu swoją ziemię obiecaną, w zamian czując się w obowiązku wykpiwania idei Powstania’44, mimo że ich bliskich zastało ono na Podkarpaciu, Podlasiu lub w innym regionie napływowym.

Znacznie łatwiej pisać w cierpieniu niż w szczęściu. Przeciętny człowiek cierpi, gdy coś mu się odbiera, a on nie wie jak cofnąć czas, by to zmienić. Artysta cierpi, bo nie wie jak pachnie wiatr lub jak smakuje noc pełna spadających gwiazd. Cierpienie blogera (nie branżowego) poza tym wszystkim, co spotyka zwykłego zjadacza chleba, bierze się dodatkowo z faktu, że nie jest artystą i nie wypada mu mówić o braku weny. Wena pisarska kojarzy mi się z przelewaniem wielkich myśli, najlepiej na klawisze maszyny do pisania, tymczasem większość blogujących, nie tylko w życiu nie posiadało maszyny do pisania, ale też nie zaszczyciło czytelników głębokim przekazem.

Nigdy nie było moją ambicją zmieniać ten schemat, zawsze chodziło o wyrażanie poglądów i komentowanie rzeczywistości. Tę potrzebę doskonale zaspokaja obecność Drugiej Osoby, z którą można spędzić długi wieczór przy winie sączonym na balkonie, w parku lub w pościeli, wtedy pisanie staje się tylko dodatkiem, jak sos na pizzy. I chociaż uwielbiam smak odpowiednio skomponowanej pizzy, to od dziś spróbuję dokładać do niej trochę sosu i mam nadzieję, że uwalimy się tym sosem razem, w nowym otoczeniu, przy akompaniamencie starych, ale nie zgranych dźwięków ironii starszego o kolejny rok autora tego grafomańskiego bloga. Zwłaszcza, że przed nim wyjątkowo zapowiadające się wakacje, które mogą pomóc wrócić do pierwotnej idei tego miejsca, czyli do nierzetelnych relacji z życia na walizkach.

0 komentarze: