7 marca 2012

Przed dniem kobiet


W ostatniej chwili trener Barcelony wycofał się z przedmeczowych zapowiedzi i nie wystawił mnie do składu na dzisiejsze spotkanie w Lidze Mistrzów. Rozczarowany, zamiast na Camp Nou poszedłem do Almy. Ostatnio kojąc nerwy wybieram się w różne miejsca wydawać pieniądze. A to na wyjątkową hiszpańską szynkę, a to na okulary z ukrytym diamentem (bo niemożliwe, żeby plastik aż tak podrożał) i zastanawiam się kiedy mój bank zorientuje się, że udzielanie mi możliwości posiadania debetu to zły pomysł. Oni naiwnie myślą, że mają jak mnie ścignąć, a ja wiem, że tak naprawdę nazywam się Zenon Xiun Liu i zabrany przez zamieszki na placu Tian’anmen nie żyję od przeszło 20 lat. Ciekawe, komu historia przyzna rację w tym sporze.

Przestań pierdolić! – moje drugie ja przywołuje mnie do porządku, więc wracam do głównej myśli. Przechodząc obok stoiska z mięsem w Almie usłyszałem awanturującego się klienta, który wykrzykiwał, że jeśli tak wyglądają firmowe wyroby to jest to „z dupy” firma i „z dupy” sklep. Moi znajomi wiedzą jak bardzo obruszam się słysząc złe słowa na temat tego marketu, dlatego moje oburzenie, którego sprytnie nie okazałem, przekroczyło zwyczajowe normy. Nie chciałem robić w sklepie scen, więc bluźniącego jegomościa zasztyletowałem dopiero na parkingu. Wcześniej spokojnie wyładowałem koszyk i wybrałem drobne upominki na dzień kobiet dla koleżanek z pracy. Rozumiem głosy, że o damy trzeba dbać każdego dnia w roku, ale gdybym faktycznie zawsze chciał to robić w tak wykwintny sposób, żaden debet, ani nawet sfingowana śmierć nie pomogłyby mi przedłużyć egzystencji na tym wysypisku mniej lub bardziej udanych stworzeń. Na szczęście niezbyt wiele kobiet decyduje się łupać kilofem w skałę, więc zakupy nie musiały być szczególnie bogate.

Po ostatnim wpisie zostałem zalany mailami z prośbą o powrót do niepoważnych wpisów. A ja, moi drodzy, chciałem tylko sprawdzić na ile potrafię wykreować w sobie i przelać na dysk skomplikowane uczucia i zobaczyć, ilu z was się na to nabierze. Zamysł chyba się udał, ale zaniepokojonych moim stanem ducha uspokajam, że tak naprawdę pisałem to siedząc w ciepłych kapciach, pod kocem na kanapie, pykając fajkę, popijając herbatę zimową i słuchając audiobooka Naszej Szkapy. Ale do poważniejszych tematów jeszcze wrócę, choć obiecuję podać je w taki sposób, że nawet nie pomyślicie, że to było na serio.

Ja z okazji nadchodzącego dnia kobiet ugotowałem sobie genialny obiad. I nie ma tu miejsca na fałszywą skromność, danie wyszło naprawdę genialne i gdyby tylko chciało przemówić to w trymiga poznalibyśmy dowody na istnienie teorii strun. Niestety, będę zbyt głodny by na to pozwolić.

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

ja też nie dam skrzywdzić Almy! swoją drogą ładne imię dla dziewczynki...