29 sierpnia 2008

Warszawska niemoc

Karola już zaczęła prowadzić swoje wyjazdowe zapiski, a ja wciąż tkwię w Warszawie ze świadomością, że zostało mi sporo spraw do załatwienia. Pierwszy etap, jakim miało być dokupienie potrzebnych do wyjazdu rzeczy, zostaje przełożony na przyszły tydzień z powodów całkiem ode mnie niezależnych. Otóż przyjazd do centrum to murowane gigantyczne korki, tłok, pozamykane ulice i dziki tłum ludzi. A wszystko to stolica zawdzięcza protestującym związkowcom. W imieniu wszystkich warszawiaków: nie pozdrawiam i życzę połamania nóg. "Donaldu Tusku"! Każ wybudować gdzieś poza Warszawą plac (na przykład w Łodzi, nie lubię Łodzi), na którym każdy będzie mógł sobie wpaść poprotestować, jednocześnie zabraniając tej formy wyrażania poglądów w centrum mojego ukochanego miasta. Jakie to niedemokratyczne! Co za ciemnogród ze mnie!

W Madrycie przynajmniej będzie metro. A że zdarza mu się gdzieniegdzie wybuchnąć raz na jakiś czas? Cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Nie będę jednak ukrywał, że rozstanie z samochodem na ten rok to mimo wszystko bolesne wyrzeczenie. A w Madrycie mógłbym mieć z jeżdżenia jeszcze większą frajdę- tam nie odczuwałbym pełnego nienawiści spojrzenia jakiejś starszej pani, do której uszu doleciał przez moją uchyloną szybę strzęp któregoś z kawałków np.: 2cztery7 (od których notabene zerżnąłem podtytuł tego bloga). Tam taka pani pewnie nie rozumiejąc słów podrygiwałaby razem ze mną w takt muzyki.

"Nie joint, nie wóda, nie bomby i blanty,
to jest tak zwany luz naturalny,
mało popularny w Polsce- tu trzeba być twardym,
a ja to p*******, robię skok na party!"

PS.: Fakt, że ten blog prowadzony jest przez parę (w składzie Karola i ja- to dla mniej bystrych czytelników, szanuję jednak Was wszystkich!), nie oznacza, że znajdą się tu jakieś pikantne historie z naszego życia. Nie no, żartowałem! Na pewno uda się coś przemycić!

0 komentarze: