14 października 2010

Lizboński teleekspres (I)

Tym razem przyjrzę się jeszcze raz wydarzeniom, które zaprzątały moją głowę przez ostatnich kilkanaście dni. Będzie jak w pamiętniku nastolatki- krótko, pobieżnie i nieschludnie.

5 października Portugalczycy świętowali stulecie republiki. Jednakże podobnie jak Polska nie byla wolnym krajem po 1945 roku, tak też tutaj demokracja miała swoje lepsze i gorsze momenty i blisko czterdziestoletnie panowanie reżimu wojskowego, na czele którego stał Antonio Salazar, nie miało nic wspólnego z republiką. Co więcej, nawet w taki dzień rzeka (zwana przez tych najbardziej oderwanych od rzeczywistości oceanem), nie przestała śmierdzieć. Gorzej w Lizbonie pachnie tylko nad ranem na Bairro Alto i w metrze w godzinach szczytu.

Przeglądam doniesienia z Polski i zastanawiam się czy wy również umieracie z ciekawości, by dowiedzieć się co król dopalaczy jadł dziś na śniadanie? I czy woli margarynę od masła? Do tej pory tęskniłem za księżniczką melanżu, królem siatkówki i królem CB, ale od niedawna brakuje mi także króla dopalaczy i jego eleganckiego porsche. A skoro jesteśmy przy samochodach to po śmiertelnym wypadku siedemnastu pasażerów i kierowcy jednego busika już nie mam wątpliwości, że jesteśmy narodem wybranym. Jezus musiał być Polakiem. I gdyby żył w Polsce to nigdy nie zostałby niesłusznie skazany na śmierć (to mogłoby mu się przytrafić np. w serialu Prison Break), ale zapewne zginąłby w jakiejś katastrofie. I niesmaczne żarty na bok, ale czasem to co się dzieje u nas w kraju nie mieści mi się w głowie. Także niezbyt ciekawie skończyła swoją erasmusowską przygodę trójka studentów z Wrocławia ginąc z nie swojej winy w wypadku w Portugalii. Mama jednej z koleżanek z kursu dorobiła się kilku siwych włosów próbując dobić się w porannych godzinach do swojej smacznie śpiącej we własnym łóżku córki.

Kilka dni temu przed wejściem do mojego budynku natknąłem się na skarpetkę. Wypoczywała w blasku słońca i zapewne biezwiednie, ale okrutnie, przypominała mi o szarej stópce, która niedawno poszybowala z wiatrem gdzieś na podwórze sąsiadów. Ta z chodnika nie wyglądała jak jej siostra bliźniaczka, więc zostawiłem ją w spokoju i już nigdy więcej nie spotkałem. Wyniosła się bez pożegnania, być może coś więcej wie o niej śpiący kilkanaście metrów dalej w bankomacie bezdomny (pewnie nie opowiadałem wam jak spałem w bankomacie w Pampelunie, ale przecież nie mogę zdradzać wam od razu wszystkiego), a może jest w to zamieszany któryś z patroli przeczesujących okolicę. Nie sądzę, bym kiedykolwiek się dowiedział co tam naprawdę zaszło.

Skończyłem oglądać serial Przyjaciele. Nawet jak zgrywacie twardych skurwieli i macie wyjebane jak Phoebe to i tak wiem, że chcielibyście być jednym z bohaterów tego show. Nic z tego. Życie to nie serial i nawet jeśli wyjeżdżając na Erasmusa do Portugalii zwiększacie swoje szanse na to by nim było, to i tak Jennifer Aniston nie zostanie waszą współlokatorką.

Dziś dzień nauczyciela. Sto lat Chuju i przepraszam za nadużywanie hiszpańskiego na zajęciach, ale to nie ja wymyśliłem, żebyście mieli taki sam język jak nielubiani sąsiedzi i tylko wymowę zmieniliście na taką z pogranicza chińsko-mongolskiego. Trochę was z tym poniosło za daleko, moja szczęka nigdy się nie wygnie dostatecznie by poprawnie wypowiedzieć literkę ê.

4 komentarze:

magda m pisze...

weź tu lajki zrób i z głowy;)
a tak serio - jak zwykle zabawnie. obawiam się że moje życie nie jest tak zabawne, ale też się dużo dzieje...

rafał pisze...

opowiadaj :D!!

z zabawnych historii: dziś odpisała mi pani na wiadomość wysłaną 8 września: Ok, oto mój numer , zadzwoń to umówimy sie kiedy możesz wpaść obejrzeć pokój :D. Ma refleks!

magda m pisze...

może lepszy niż Twój i warto zmieniać ?;)

magda m pisze...

będziesz popularny ;) przynajmniej wśród kilku osób, bo podesłałam linka do Twojego bloga moim koleżankom z pracy...