4 listopada 2008

W oczekiwaniu na relację z weekendowego wypadu do Salamanki (nasz wydawca ma dużo pracy) przesyłam Wam kolejną porcję nowinek z mojego kursu.

Dziś na przykład kobieta od zajęć ustnych uraczyła nas swoimi przemyśleniami na temat wyborów w USA (tu wszyscy są za Obamą- atmosfera trochę jak przed polskimi wyborami do parlamentu sprzed roku, a ja nie rozumiem czemu Europejczycy też tak się tym emocjonują?). Otóż dowiedziałem się, że w Stanach wszyscy wykształceni, studiujący i mający lepszą pracę głosują na demokratów, zaś wsiowe głupki wybierają republikanów. Równie wielką głupotę wygłosiłaby chyba tylko wówczas, gdyby uznała, że jest szczupła.

Na szczęście reszta "profesorów" to kumata ekipa. Jednemu gościowi wręcz wiedza i bystrość wylewają się z głowy. Do tego ma świetne poczucie humoru. Niedawno tłumaczył hiszpańskie słowo oznaczające stronnictwo, ugrupowanie. "Mamy na przykład stronnictwo Obamy i stronnictwo McCaina, stronnictwo Zapatero i Aznara, [stanął nad Rosjanką, spojrzał jej w oczy] stronnictwo Putina i stronnictwo... Putina!". Poza mną zaśmiała się tylko jedna z Francuzek...

Prawdę mówiąc czasem zamieram w oczekiwaniu kiedy od któregoś ze studentów padnie magiczne: "Jesteś z Polski? A czym przypłynąłeś do Hiszpanii?!" albo "Macie w Polsce psy?" (to popisowe pytania "koleżanki" Mileny z poprzedniej pracy, a było ich sporo więcej, jednak nie podam od razu wszystkich, bo mogłoby Was to zabić). Z każdym rokiem, w którym nie przybliżamy się poziomem rozwoju kraju do zachodu, upadamy po raz kolejny. Oni budują kolejne kilometry autostrad, kupują kolejne supernowoczesne pociągi, wydrążają kolejne tunele wzdłuż rzek, a na święta Madryt wyda 600000 euro na bombki i światełka. A my cierpimy za ich grzechy.

Ale tu jest przynajmniej ciekawie, szczególnie w metrze. Wchodzę, mijam gejowską parę trzymająca się za ręce, dalej napotykam na namiętnie całujące się lesbijki, a w metrze muzyką w słuchawkach zagłuszam modły jakiegoś muzułmanina gibającego się z zamkniętymi oczami w rytm wygłaszanych przez siebie wersetów. Różnimy się, ale po minięciu linii mety w Brazylii przez Hamiltona wszyscy chcieliśmy go zamordować. I to jest piękne!

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Why, Raff, why? Na to nurtujące mnie pytanie szukałem odpowiedzi brocząc w deszczu po spowitych smutkiem ulicach warszawy. Cierpienie to i nostalgia ogarnęły mnie w niedzielę ok 19.15
Tik tak tik tak Minuty lecą, cała niedziela ustawiona pod kubicę... KLOPS
Chyba to syndrom jakiegoś załamania. Nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać dlatego czyniłem zarówno i jedno i drugie.
Ale i tak mina ojca Massy niczym z reklamy MasterCard bezcenna :]
Pozdrawiam
Ubrany na czarno
Kacper C

magda m pisze...

bo to bycia 100% Chrystusem narodów zabrkło zmian w teamie BWM Sauber.

magda m pisze...

do bycia - na starość robię się dysgrafką :(

żart z Putinem pierwsza klasa tylko nieco przeterminowany.

Anonimowy pisze...

Ja przepraszam ale Kacprze prosze pisać nazwę mojego Miasta z wielkiej litery:) to jest Warszawa, a nie warszawa, wawa, wawka itp:) Kolejna sprawa: Brocząc? brodząc (chyba) w deszczu, bo zabroczyć się można krwią - przynajmniej tak mi się zdaje.
Pozdrawiam
Marcin Miodek-Bralczyk