16 listopada 2008

Salamanka

Gdyby Salamanka była zwierzęciem to na pewno przybrałaby postać kapibary. Nie wiem czy moja argumentacja zabrzmi przekonująco, ale bardzo spodobał mi się ten gryzoń, tak jak spodobała mi się Salamanka. (Czasem zastanawiam się, czy aby nie cofam się w rozwoju)

Nasze wyprawy moglibyśmy wiecznie reklamować: "spóźnij się z Karolą i Rafałem!". Niezliczoną ilość razy, gdziekolwiek byśmy nie byli, zawsze wbiegamy do pociągu czy autobusu minutę przed odjazdem, o ile w ogóle zdążamy. Doskonale w ten klimat wkomponował się Tomek, o mało nie zostałby przymusowo w Salamance. Wcześniej o mało, a nie pojechalibyśmy do niej wcale (tym razem dreszczyk emocji zapewniła Karola). Sporo byśmy stracili.

Salamanka jest miastem studenckim- takim co sypia mało. W nocy rozkwita, a na kacu wygląda całkiem inaczej, choć nadal imponująco. Świetny klimat na erasmusowski wyjazd. Tomek robiąc sobie przerwę na studiach spędził tam rok i najwyraźniej się nie znudził, bo wciąż chce tam wracać. Dzięki jego starym znajomościom mieliśmy zapewniony nocleg i towarzystwo. Barowa turystyka w Halloween została urozmaicona przebierańcami, a że przebrała się większość miasta, to wyglądało to trochę jak konkurs na najlepszą kreację. Pamiętam, że kiedyś w starych, gorszych czasach mówiło się, że jak ktoś nie był w Lokomotywie, to nie wie co to znaczy prawdziwa impreza. Myślę, że hiszpańskim punktem odniesienia dla nocnej aktywności (hulanki, swawoli) spokojnie mogłaby zostać Salamanka. To też idealny przykład na to, że kompletne bezprawie może iść w parze z bezpieczeństwem, względnym spokojem i porządkiem (za dnia- no bo jednak tam nie mają BCNety, która 10 razy w nocy zmywa barcelońskie ulice).

Z premedytacją zostawię temat Salamanki nierozwinięty, niedokończony, bo planujemy tam jeszcze trafić. Chupitos, patatas bravas i prawdziwy Arab (taki, wiecie, prawdziwy z dziada pradziada!) będą za nami tęsknić, ale na pewno poczekają!

1 komentarze:

magda m pisze...

boskie zwierzaki !!