21 września 2008

Kicior... wakacyjnie

Rafał ugania się właśnie za kotem... Poszedł go uspokoić, bo w akcie desperacji i wobec perspektywy pozostania w zamknięciu Agata zaatakowała pazurami drzwi odgradzające ją od kuszącego świata. Ale kotek to nie piesek, który poczeka grzecznie na oficjalne przyzwolenie opuszczenia swojej celi i Agata zręcznie wykorzystała okazję.
Ja usłyszałam tylko zawiedzione 'uciekł mi' jeszcze kilka mniej zrozumiałych dźwięków.
Kotek jest Julii, a Julia mieszka u Mileny. Od dzisiaj do... aż znajdzie mieszkanie. Może przez ten czas Kotek oswoi się z kotkiem?

Dawno nie pisałam. Prowadzimy taki trochę wakacyjny tryb życia, więc przyświeca nam raczej przekonanie, że na wszystko przecież znajdzie się czas... jutro.


Wakacyjnie spędziliśmy czwartek w Chinchon. Z menu del dia za 8 eur, pełną butelką wina w cenie, dopieszczeni przez pogodę i sprażeni w słońcu
(słońce + wino miało też swoje efekty uboczne, ale wszystko pozostało w klimacie wakacyjnym i jak najbardziej przyjemnym)


Wakacyjnie spędziliśmy sobotę w naszym mieszkanku. Z popołudniowymi zakupami na targu i ambitnymi planami na gotowanie, z których w końcu nic nie wyszło. Z wieczornym spacerem po Aluche (tu jest masa fajnych knajpek!), z kawą i lodami w parku. Z truskawkami i winkiem w domu...



Wakacyjność popsuł trochę piątek. Mieliśmy załatwić wszystko, nie załatwiliśmy nic, no, prawie... Raz jeszcze potwierdziło się, że obcokrajowiec, nawet jeśli jest europejczykiem, nie arabem terrorystą, ani podejrzanym sudacą (od America del Sur), musi niemalże stanąc na głowie, żeby załatwić taką sprawę jak np. założenie konta. I jeżeli nawet uda mu się w końcu po wielu godzinach wyczekanych na próżno w różnych oddziałach różnych banków trafić do takiego w którym otwarcie konta na paszport jest możliwe, i nawet jeśli akurat ma ze sobą te wszystkie papiery które są „absolutnie niezbędne”, to i tak zostanie odesłany z kwitkiem z propozycją przyjścia otro dia bo dziś „mamy już dużo chętnych” (tylko dlaczego prawie nikogo nie widziałam??)

A dziś? No coż, Rafał złapał kota i poszliśmy zobaczyć co niedzielny zjazd Polaków. Dużo nie zobaczyliśmy bo było już ok 14, a zjeżdżają się podobno rano, a te samochody które jeszcze stały miały rejestracje ukraińskie. Ale znaleźliśmy 'polskie drzewo' z ogłoszeniami od Polaków dla Polaków (jeśli ktoś z Was będzie chciał kiedyś wynająć w Madrycie pokój, zdecydowanie polecam - sporo ofert o atrakcyjnych cenach!) Koło drzewa był jeszcze ukraiński słup i rosyjskie ogrodzenie. To tyle. Potem zrealizowałam wczorajsze plany kulinarne i zrobiłam rybę, która miała pachnieć Grecją. Pachniała :)

6 komentarze:

magda m pisze...

ja bym chciała zdjęcie kotka:)

Anonimowy pisze...

Z wakacyjnych wieści warszawsko praskich...
Kacper znowu ma wakacje :] Zaliczone oba egzaminki bo przecież teraz mogę już mówić o ich banalności :p
Rachunkowość 3 Praktyki semestralne 4
Zatem wracam do myślenia kiedy by się do was wybrać :] A może już wam się znudziło i zaraz wrócicie?
K.C.
Powiem jeszcze w PS że Mr Marcin rachunkowość w plecy i na dzień dzisiejszy (pozdrowienia dla wszystkich purystów) dziekan twierdzi że będzie miał powtórkę z rozrywki na 2 roku...

karola pisze...

To gratuluję! A jak objazdowka po zachodniej Europie? Słyszałam że wyjazd się udał i przyniósł pewne...hmm... zmiany ;)

a zdjęcia kotka niestety nie mam i mieć nie będę, bo kotek, wraz z właścicielami się dziś wyprowadza

Anonimowy pisze...

Euro Trip...
Nie powiem że się nie udał. Było naprawdę super. Aczkolwiek mniej więcej 24 godziny na jedną mieścinę to za mało. O ile w ogóle możemy tu mówić o mieścinach :]
Z początku było ciężko... rozjechany facet, jak tylko wyjechaliśmy z polski zaczęło padać, więc ekspresowo zwiedziliśmy berlin parasolkę dzierżąc w jednej dłoni a aparat w drugiej, potem prawie udało nam się uciec burzy ale dorwała nas przed amsterdamem przy autostradzie jak jedliśmy obiad i tu kolejny minus bo nie zdążyłem się najeść :P Powaliła mnie nowoczesna architektura Berlina, Amsterdam na 2 miejscu pod tym względem. Czerwona ulica nie dla turystów... Z północy najfajniej w rotterdamie gdzie wypożyczyliśmy typowe holenderskie rowery i cały dzień udawaliśmy się uciesze jeżdżenia i podziwiania miasta na lekkim (:]) chilloucie. W paryżu rozkręciliśmy impreze pod łukiem triumfalnym. Jak przyszliśmy to może było z 5 osób a potem bawiliśmy się grupą co najmniej 50 :] Dziw że nas policja nie zgarnęła... Zabawa podobno do 4.30 :] Potem teleport do kampera... Następnego dnia Rejs po Sekwanie, inne typowe duperele, uliczny koncert pod katedrą sacre cer...
Odwiedziliśmy park uciech w miejscowości Aserix... Wiadomo co było motywem przewodnim wszystkich atrakcji. Potem Millau-największy wiadukt w europie. Robi niesamowite wrażenie... To takie chyba z 7 mostów siekierkowskich tylko że z wyższymi pylonami (od ziemi wyższe od wieży Eifla).
Lazurowe wybrzeże...
Szczerze móiąc zawiodłem się na nim. W tym okresie o my tam byliśmy średnia wieku turystów jak i mieszkańców spokojnie przekraczała 60 lat. Powiem tak... Jak nam babcia parkingowa poradziła gdzie jest najbliższa dyskoteka to zamiast 10 min które mieliśmy iść wyszło 1,5h bo było 7,5km :] Na dyskotece oczywiście ni żywej duszy tylko kelnerzy grający w karty. Mało ze stołków nie pospadali jak nas zobaczyli. Nawet chciałem potańczyć ale perspektywa powrotu skłoniła mnie do oszczędzania nóg... Generalnie ładnie w tych wszystkich mieścinkach... Sait Tropez, Cannes, Marsylia, Tullon ale chroniczny brak młodzieży dobija. Młody francuski piekarz powiedział że teraz młodzi jeżdżą do hiszpanni a nie na lazurowe wybrzeże.
Pole do popisu miałaś by w Monaco. Tam jak w istnej idylli... choć idylla to chyba zbyt słabe określenie. Policja na każdym rogu, idealnie czyste chodniki (nawet nie ma koszy na śmieci-oni chyba ich w ogóle nie produkują), każdy szczegół bajkowych budowli dopracowany do bólu. Ja! nie miałem się do czego przyczepić. Port najbogatszy jaki widziałem, a w parku czułem się jak w jakimś ogrodzie botanicznym. Nie wspominając o słynnym kasynie w samym centrum miasta. Zaparkowane było tam kilkanaście milionów euro. A czemu ten popis? Już mówię. Otóż obowiązuje tam bezwzględny zakaz fotografowania a przecież takich widoków nikt nie omieszka ominąć :]
Potem nocna wyprawa do monachium na zakupy i do muzeum BMW. Też robi niesamowite wrażenie: ogromny, przestronny, multimedialny, biały i miłą obsługa. Nic dodać nic ująć. Mimo że to było muzeum zarówno chłopcy jak i dziewczyny nie nudzili się przez 6 godzin jakie tam byliśmy. Powiem tak Muzeum Powstania Warszawskiego to taki kantorek na brudne szmaty ciecia który tam sprząta...
No i praga. Niezapomniane 3 noce spędzone na hulaniu w 5 poziomowej dyskotece przy moście Karola. Byli tacy co zgubili tam 2000zł... co może świadczyć jak dobrze się bawiliśmy.
To tak w skrócie :p
A co do zmian to przyniósł. Ale skoro już wiesz to nie będę się chwalił. W końcu tego bloga może czytać cały świat!
Pozdrawiam K.C.
Buziaki póki Rafał nie widzi :P

karola pisze...

Rafał nie widzi, bo jest w Barcelonie :P
Dzięki za opis wyprawy :) Sprawileś ze Monako znajazlo sie w mojej pierwszej dziesiątce miejsc które koniecznie trzeba zobaczyć!

rafał pisze...

cóż, ja stawiam na muzeum BMW:) a do Monaco to pojedziemy jak już będziemy mogli podnieść wartość parkingu o te pół miliona euro:P!

pozdro Kacuś:]