21 września 2008

Kilka dni temu nocą cały Madryt wyszedł na ulice szturmować centrum, oglądać specjalnie przygotowane na tę noc atrakcje i tłoczyć się w kolejkach do otwartych specjalnie na tę okazję muzeów, domów sztuki i wystaw. Imponujące było, ile osób faktycznie wzięło w tym udział i jak zostało to zorganizowane (zamknięto całkowicie ruch samochodowy, zorganizowano różne uliczne i muzealne happeningi, jedynie szkoda, że nie doszedł do skutku spacer po linie rozwieszonej między budynkami- zbyt mocny wiatr wystraszył „gwiazdę” wieczoru, mógł być KIMŚ a został wygwizdany). Powłóczyliśmy się naszą ekipą po mieście, postaliśmy w jednym z barów w horrendalnej kolejce (a raczej w jej hiszpańskiej odmianie- tu wszyscy się tłoczą obok siebie i albo, tak jak w barach, trzeba mieć szczęście i wpaść w oko barmanowi, albo, tak jak na targu, każdy wie kto jest następny, bo wcześniej pyta się o ostatniego czekającego) po piwo, a potem w takiej samej do toalety. I tak naprawdę nic wielkiego nie wynieślibyśmy z tej nocy, poza przyjemnymi widokami nocnego Madrytu (jest nawet miejsce, które imituje plażę- dźwięk morza zapewniają porozstawiane głośniki, zaś klimat daje wysypany piasek, sadzawka i otrzymana w darze (Sychu by wam powiedział od kogo) kolumnada, jakby wzięta z akropolu), gdyby nie hiszpańska prohibicja. Otóż w Madrycie nie kupicie w sklepie po godzinie 22 alkoholu. Od tego mają zatrzęsienie pubów, żeby z nich korzystać! Wyjątkowo obrotni obywatele chińscy znaleźli sposób na ominięcie kolejek i wysokich cen w taki dzień jak la noche en blanco. Stoją przy śmietniku/fontannie/ławeczce z torbą wypchaną po sam wierzch papierami, puszkami, no wypisz wymaluj torba ze śmieciami. Ale pod tą powiązaną (żeby było łatwo wyjąć) stertą spoczywa kontener (nie wiem jakim cudem, to chyba rodzaj worka bez dna, albo ci Chińczycy mają układy z Jezusem na zamianę śmieci w browar) schłodzonych puszek piwa. Marża sprzedawców zupełnie do przełknięcia- wszystko idealnie dostosowane do potrzeb grupki Polaków szwędających się po mieście. Zostaje tylko nie afiszować się zbytnio przed policją z posiadanym i spożywanym alkoholem (jakiś czas temu do Hiszpanii dotarł zakaz spożywania napojów wyskokowych w miejscach publicznych, ale sposób egzekwowania tego prawa jest daleko różny od tego w Polsce- teraz po prostu nie wypada ostentacyjnie łoić gorzały przed pałacem królewskim) i spokojnie można kontynuować narodową tradycję picia i bawienia się na świeżym powietrzu, zwaną tu botellon! O, jak ładnie, znacznie ładniej niż menelstwo!

3 komentarze:

magda m pisze...

brzmi super.... w sobotę na krakowskim przedmiesciu byly na raz dwie imprezy: II Forum Polskiej Współpracy Rozwojowej oraz piknik NGO z okazji Ogólnopolskiego Forum Organizacji Pozarządzowych. temperatura poniżej 10 stopni, wieje, paskudnie, zmarznieci dzialacze siedza w pustych wezyrach i marzna... pare bogatszych organizacji (czytaj filii miedzynarodowych NGO) rozdawalo gadżety i ulotki, oglądających garstka.no dobra, w tle grali jacys ludzie na bebnach i to bylo fajne. i mozna bylo sobie kupi faretrade'owy sweterek.

a dziś jest dzień bez samochodu i bezpłatnie można wypożyczyć jeden z UWAGA 400 rowerów :] cala masa.
to tak dla porownania.

rafał pisze...

oj nie lubisz Ty Magda tej naszej pięknej stolicy! a ona naprawdę ma swój urok:) (i historię!- Madryt wymięka :])

magda m pisze...

ooj tam lubię moje miasto, patriotyzm lokalny gdzieś tam siedzi.
tylko nastrój taki średniawy, zastanawiam się nad kierunkiem emigracji.