11 października 2008

Lecę dalej

W poprzednim wpisie nie wyczerpałem tematu pierwszego tygodnia zajęć, ale było już późno i zgubiłem wątek (w Hiszpanii alkohol jest tani), więc pozwolę sobie dokończyć.

Zajrzyjmy jeszcze raz do grupy, gdzie ćwiczymy umiejętności oralne. Jest z kim! Uczy nas młoda siksa, która życzyła sobie żebyśmy na początek się przedstawili i powiedzieli coś o sobie. Sama nie musiała tego robić, bo i tak każdy wie co by powiedziała: „elo, jestem fajną dupą, a do tego bystrą, tylko taką trochę nieśmiałą, więc nie ubieram się tak jakbyście chcieli i trochę się czerwienię kiedy podśmiewacie się po tym jak mówię, że to jest curso oral”. A to wszystko przez 3 miesiące za niecałe 1000 euro! Que fuerte! Toż dzisiaj to lepsza inwestycja niż giełda!

Powiało trochę Polską, kiedy okazało się, że w lepszej grupie mam rodaczkę z „Czikago”. Jeszcze nie odkryłem co, ale coś z nią jest nie tak. Można zrzucić to na karb wychowania w Stanach, ale osobiście stawiałbym na silne porażenie prądem w dzieciństwie. Wiem co mówię, bo mnie też niedawno przerwany kabel popieścił w rękę i potem przez tydzień zachowywałem się jak Szczepan po jointach. Zupełnie swojsko zrobiło się za to kiedy wychodziłem tamtego dnia z zajęć. Najpierw zaskoczył mnie deszcz i zdaję się, że wśród rzeszy studentów wracających do domu byłem jedynym szczęśliwym z powodu tej mżawki. Potem wsłuchany w muzykę z ipoda („Gdy jakiś raper mówi ci prawdę, że na coś go nie stać, spłukał się, w nocy chlał, teraz je mc zestaw, źle spał, dymał, nie mógł przestać rzygać w sedes- to pewnie 2cztery7!”) prawie zaliczyłem efektywnego orła o próg przed zejściem do metra. Wreszcie na peronie napotkałem taki tłok, że bez żalu przepuściłem jeden pociąg, żeby nie skończyć jak niektórzy pechowcy na wyprzedaży Media Marktu.

Czas się zbierać, niedługo wpadają Sychu z Anią i będziemy kucharzyć, pić, śpiewać, kibicować Polakom i zachowywać się jak bydło! Que fuerte!

PS.: „Nie oceniaj mnie, bo chociaż wyglądam na wieśniaka, niezły ze mnie jebaka!” Maleńczuk&Waglewski
:)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Przepraszam jako syn profesora muszę ten wpis w pewien lekko sztywny sposób skomentować.
Mianowicie pojawiło się w nim trochę anachronizmów. Weźmy na przykład pewien zwrot "jak Szczepan po jointach" co miało by pewnie oznaczać "zbzikowanie, szalelnie, nieobliczalnie, itd itp". Tak zgadzam się zwrot jak najbardziej poprawny, ale w okresie przedBarcelońskim. Natomiast w erze poBarcelońskiej, a do takiej z pewnością zalicza się powyższy post, zdecydowanie NIE poprawny. Wersja aktualna brzmieć powinna "jak Rafał po jointach". Nie chciałbym się zagłębiać teraz w genezę tego frazeologizmu, zainteresowanych odsyłam wszakże do nagrań cyfrowych znajdujących się w flash dysku urządzenia przenośnego niejakiego Stefana Waliszewskiego.

rafał pisze...

Miało być: "jak Szczepan po Wareczkach", ale klawisz mi się omsknął i wyszło jak wyszło!

swoją drogą, jak już będę miał kabelek do komórki to youtube będzie miało nową gwiazdę :D!!

ps: PODEŚLIJ MI FOTY!!!!