10 października 2008

Wystartowałem

Zacząłem swój kurs języka hiszpańskiego na uniwersytecie Karoli, czyli na Complutense. Z tej okazji uprzejmie donoszę wszystkim, że testy pisze mi się po staremu, czyli zamiast trafić na poziom A2.1, który dość realnie odzwierciedla moją wiedzę, dostałem się na B1. Za to ustny bez niespodzianek- trafiłem do grupy pełnej zidiociałych Azjatów. Podziwiam ich odwagę, ja jakbym był człowiekiem z innej planety to bym na niej został i zajął się na przykład hodowlą róż. Albo piciem.

Kurs jest dość dobrze pomyślany. Całościowy wynik z egzaminu pisemnego (słuchanie, czytanie, pisanie, zmyślanie) daje przydział do grupy z którą ma się 3/4 zajęć (gramatyka, praktyka, czytanie/pisanie), chociaż każda z tych części jest prowadzona przez innego profesora. Pozostała 1/4 to mówienie i słuchanie i znów inny nauczyciel, ale tym razem także inna grupa, do której przydzielano na podstawie rozmowy wstępnej (przepytywała mnie jakaś surowa i brzydka rura, a że jestem estetą to chciałem się szybko stamtąd wyrwać- serio!). Trochę to skomplikowane, ale nie jesteście ani Amerykanami, ani Chińczykami żeby sobie nie poradzić ze zrozumieniem tego.

Amerykanki w mojej lepszej grupie uczą się 5-8 lat języka hiszpańskiego i wciąż nie radzą sobie ze zwrotami, których nauczyłbym psa mojej siostry w tydzień. A jak się uprę to nawet kot, który z nami mieszka, będzie do końca roku mówił po hiszpańsku lepiej niż one po kilku latach nauki. Jeszcze śmieszniej jest w słabszej grupie, gdzie kilkoro Chińczyków po prostu zapewnia mi rozrywkę lepszą niż MontyPython. Już zdarzyło mi się popłakać ze śmiechu, gdy prezentowali dialog sytuacyjny (zakupy), a to przecież dopiero początek! Dobrze, że (w imię równowagi) tam przydzielono również dwóch rozgarniętych i sympatycznych Amerykanów ("from Poland? cool!"), w tym typowego jankeskiego luzaka Jaya, który płakał razem ze mną. Gdy poziom debilizmu sięgnie za wysoko, jako wentyl działa pójście do stołówki wydziałowej (każdy wydział ma swoją- niesamowity wybór, a do tego piwo, whisky itd., każdy student zupełnie legalnie może złoić się między zajęciami), gdzie na przykład z bystrą Angielką przy kanapce przez godzinę rozmawialiśmy o polityce ("czy w Polsce wciąż rządzą bliźniacy?"), wadach prywatnej służby zdrowia i reformach Krwawej Mary. Żebym jeszcze się kiedyś przykładał do nauki słówek z angielskiego... (ale tyle co umiem zupełnie wystarczyło żebym jeszcze "pochwalił się", że Jakub T. to Polak- dziewczyna jest z Exeter)

0 komentarze: